Bogusław Ziobrowski

* 1957

  • „Zaczerpnąłem informacji [o rozpoczętym strajku na Grabiszyńskiej – ed.] i wróciłem z kolegą do PKS-u z powrotem. A tam w PKS-ie już iluś kierowców było: jedni pozjeżdżali [z trasy – ed.] inni wyjeżdżali, i zaczęliśmy między sobą rozmawiać. No i coraz głośniej mówią: słuchajcie, jak oni strajkują, to zacznijmy i my. Ktoś przyjechał i mówi: słuchajcie, MPK strajkuje, zjeżdżają… - to już więcej osób się dowiedziało od tych kierowców i konduktorzy mówili… No i myśmy zaczęli rozmawiać. Ja im zacząłem tłumaczyć na czym to wszystko polega, że to jest popieranie Gdańska, że Wybrzeże strajkuje i my będziemy popierać Wybrzeże. Nic więcej - żadnych [nowych postulatów - ed.], bo mówili, że może jeszcze to, może podwyżka? Ja mówię: słuchajcie, tyle co ja się dowiedziałem, to my jak chcemy możemy strajkować i popierać, i nie wykluczone, że może w terminie późniejszym [dołożymy postulaty – ed.]. No i się zaczęła dyskusja: no dobra! Kilku jeszcze takich „twardogłowych” stanęło: no co? nie ma sprawy, będziemy zjeżdżać! No to co będziemy robić? Ja mówię: słuchajcie, w MPK zjeżdżają [do zajezdni – ed.], oni tam mają szlaban, zamykają, nie wyjeżdżają, autobusy stanęły. No i tak to się zaczęło, że i u nas zaczęto to pomału organizować, szum się zrobił. Za chwilę tam kierownictwo wyskoczyło z budynku: i co my robimy? że nam nie wolno! I kolega jeden pomyślał i mówi: słuchajcie – bo u nas to było tak, że jedną bramą się wjeżdżało od ulicy Prądzyńskiego, a w Kościuszki się wyjeżdżało spod budynku – do dziś dnia ten budynek stoi, bo to wyjazd był pod budynkiem. No to tam były szlabany, no ale szlabany niewiele dawały, to oni postawili w poprzek dwa autobusy i jeszcze potem drugie dwa autobusy, żeby nie wjeżdżali, a brama była zamknięta. Jak myśmy tą bramę zamknęli, to polecenie dyrektora ówczesnego było, że bramę trzeba otworzyć. No to tą bramę otworzyli. Długo się nie zastanawiałem: obok, na Prądzyńskiego na rogu był sklep metalowy – zresztą do dzisiejszego dnia jest – poszedłem tam, kupiłem takiego topornego łańcucha chyba ze dwa metry i kłódkę, i żeśmy wzięli i tym łańcuchem tą bramę – te dwa skrzydła – owinęli, założyliśmy kłódkę, jeszcze chłopaki przynieśli potężne śruby i włożyli w te oczka [łańcucha – ed.] i zakręcili, żeby nikt tego nie otworzył póki co. I tak to się zaczęło.”

  • „30 sierpnia [1980 – ed.] Marian Jurczyk w Szczecinie podpisał porozumienie z rządem o zakończeniu strajku. No i u nas się zaczęło…, nastąpiło takie zawahanie, czy wracać do pracy, czy nie? Ale któryś tam powiedział, że myśmy się zaczęli solidaryzować, myśmy poparli Wybrzeże, Gdańsk, to my się trzymamy Gdańska. Tak bardziej nam było bliżej do Gdańska, niektórzy nawet jak tam gdzieś jeździli, przywozili jakieś komunikaty – najwięcej komunikatów z tych rozmów rządowych, to z Gdańska. Ze Szczecina też były, ale [więcej – ed.] po prostu z Gdańska, dla nas Gdańsk był kolebką tego wszystkiego. No i co? Mówimy: no nie, my nie ruszamy do roboty, bo to nie wiadomo też było [czy to prawda – ed.], zresztą informacji wtenczas nie było takich, że się ma telefon komórkowy, czy ktoś zadzwoni, bo telewizja co może powiedzieć? No to może by tak zrobić, żeby przedtem pojechała grupa – to 30 [sierpnia – ed.] było, żeby pojechać do Gdańska, na żywo się tam dostać. Ktoś mówi: a jak się nie dostaniemy? I ja naprawdę nie pamiętam skąd to wyszło – ja mówię: to słuchajcie, to jedźmy! To jedźmy! I tak żeśmy przedyskutowali kto, co – no to Władek Frasyniuk mówi: no to jedź Bogdan ty, no kto, Tosiek Skinder i Hubert Hanusiak. I myśmy się zebrali i – nie wiem, do dziś dnia poszukujemy tego człowieka, który się z tą skodą octavią do nas zgłosił, że on nas zawiezie tą skodą.”

  • Full recordings
  • 1

    Wrocław, Polska, 09.07.2015

    (audio)
    duration: 02:22:51
Full recordings are available only for logged users.

Wtedy się czuło, że się robi dobrą robotę

Bogusław Ziobrowski
Bogusław Ziobrowski
photo: Ośrodek "Pamięć i Przyszłość"

Bogusław Ziobrowski, ur. w 1957 r., tuż po skończeniu szkoły zawodowej wyjechał do pracy fizycznej w NRD, w Weimarze. Tam po raz pierwszy zetknął się ze związkami zawodowymi, w których działał jako przewodniczący polskiej grupy pracowników. W 1979 r. rozpoczął pracę w Państwowej Komunikacji Samochodowej (PKS) jako kierowca autobusu. Kiedy 26 sierpnia 1980 r. dowiedział się o rozpoczęciu strajku w zajezdni autobusów miejskich (MPK) rozpoczął jego organizację we własnym przedsiębiorstwie. Wybrany na wiceprzewodniczącego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, był odpowiedzialny za rejestrowanie nowych zakładów, które zaczynały strajk. 30 sierpnia, wraz z trzema innymi strajkującymi, wyruszył do Gdańska, skąd przywiózł kopię porozumień sierpniowych podpisaną przez Annę Walentynowicz, co pozwoliło na zakończenie strajku we Wrocławiu. Zaangażowany w działalność związków zawodowych, aż do ich rozwiązania przez władze w 1981 r., w czasie stanu wojennego wycofał się z działalności politycznej. Po 1989 r. założył własną firmę przewozową.