Gerard Tatarczyk

* 1929

  • […] A skąd się w ogóle wzięło, że ludność śląską podzielono na tzw. rdzennych Niemców, Niemców i takich przejściowych Polaków? To się wzięło stąd, że przeważnie rodziny, które były wielodzietne i praktycznie dzieci już były dorosłe, to, z uwagi na to, że okupant potrzebował żołnierzy – bo to wojna trwała prawie że cztery lata pełne chyba – to dawali o jedną grupę wyżej (grupę narodowościową na DVL – niemieckiej liście narodowościowej, tzw. volksliście), żeby dzieci, które dorastały mogły iść do Wehramachtu. I w związku z tym moi rodzice dostali, tą tak zwaną „trójkę”, ze względu na to, że starszy brat był ode mnie (starszy) dwa lata i on już był w wieku ewentualnie tego […] no i poszedł, do wojny go Niemcy zabrali.

  • "[…] I w momencie, kiedy po odwilży nastąpił Gomułka, kolektywizacja – bo poprzednio była kolektywizacja wsi, przymusowa, tak zwana […] ja miałem w Raciborzu, w starostwie pracowałem, z tego tytułu kłopoty, bo w życiorysie wskazywałem, że jest gospodarstwo pięciohektarowe, no to koniecznie dostałem jako zadanie, że teraz ojciec musi przystąpić do spółdzielni i trzeba organizować te spółdzielnie. Ale jakoś mnie to minęło. Do Wodzisławia jak przyszedłem do pracy, też trzeba było organizować te spółdzielnie kółek, te spółdzielnie produkcyjne. I był taki moment, na terenie Wodzisławia – a ja wręcz byłem przeciwnikiem tego, mnie to nie pasowało, ta kolektywizacja wsi […] I tu był taki znajomy, Pastuszka się nazywał. I każdy z nas – pracowników dostawał każdą grupę rolników, z którymi należało rozmawiać i do skutku, żeby powstała spółdzielnia produkcyjna."

  • "[…] Po skończeniu tej średniej szkoły, generalnie, społecznie pracując, też trzeba było zwracać uwagę, nie mówić po śląsku, niy: - 'Idź tam pod ta kympa', i tak dalej, bo to, bo to już jakoś potem trochę się podpadało, jak to się mówi. Ale tak w domu to się mówiło […] mówiło się po śląsku z poprawnym językiem po polsku, żeby jak dzieci chodziły do szkoły, nie miały już tego problemu."

  • Full recordings
  • 1

    Wodzisław Śląski, Polska, 12.10.2016

    (audio)
    duration: 01:17:10
    media recorded in project Silesia: Memory of multiethnic Region
Full recordings are available only for logged users.

Moje życie było prowadzone dość intensywnie, powiem szczerze

Gerard Tatarczyk
Gerard Tatarczyk
photo: Ośrodek Pamięć i Przyszłość

Gerard Tatarczyk urodził się 19 kwietnia 1929 roku w miejscowości Wilchwy, obecnie dzielnicy Wodzisławia Śląskiego, należącego do województwa śląskiego. Wychowywał się w rodzinie chłopskiej, wyznającej katolicyzm. Ojciec, Antoni Tatarczyk - weteran I wojny światowej oraz matka Józefa z domu Wuwer, prowadzili około pięciohektarowe gospodarstwo rolne w Wodzisławiu Śląskim przy ulicy Stromej (obecnie Ofiar Oświęcimskich). Gerard od najmłodszych lat interesował się hodowlą koni; razem ze swoim rodzeństwem - starszym bratem i trzema siostrami, pomagał rodzicom w pracy. W rodzinnym domu pana Gerarda posługiwano się gwarą śląską, chociaż rodzice znali także język polski i niemiecki. Przed wojną Gerard uczęszczał do polskiej szkoły podstawowej, a po wybuchu wojny w 1939 r. rozpoczął naukę w tzw. „Übergangsschule” - szkole przejściowej. Jako młody chłopiec uniknął powołania do wojska, lecz od stycznia 1945 roku przebywał w Karwinie (Zaolzie), chroniąc się przed frontem. Po zakończeniu działań wojennych, Gerard powrócił do domu rodzinnego w Wodzisławiu, skąd został przez ojca wysłany na naukę w Zasadniczej Szkole Rolniczej w Międzyświeciu koło Skoczowa. Tam też postanowił kontynuować naukę w Technikum Rolniczym, które ukończył zdaniem matury i zdobyciem tytułu technika hodowcy. Po maturze pan Gerard otrzymał nakaz pracy w Powiatowym Zarządzie Rolnictwa w Raciborzu,  a po utworzeniu w 1954 r. nowego powiatu wodzisławskiego, przeniósł się służbowo do swojego rodzinnego miasta, gdzie pracował jako zootechnik. Od 1975 roku był prezesem Spółdzielni Kółek Rolniczych i bardzo aktywnym członkiem wielu instytucji, m.in. delegatem Izby Rolniczej z terenu miasta Wodzisławia. Za swoją działalność na rzecz spółdzielczości rolniczej otrzymał w 1999 r. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia. 13 września 1953 roku pan Gerard poślubił pochodząca z Wilchw córkę kołodzieja, Bernadettę z domu Gruszka. Małżeństwo doczekało się siedmiorga dzieci: czterech córek i trzech synów. W 1957 r. pan Gerard przejął od ojca siedmiohektarowe gospodarstwo, które poza pracą zawodową prowadził wspólnie z żoną. W 1989 r. przeszedł na emeryturę i w związku z tym przekazał, wówczas już 18 hektarów, synowi Tomaszowi. Gerard posługuje się na co dzień językiem polskim, doskonale zna gwarę śląską i dobrze język niemiecki. Jest nadal aktywny zawodowo i społecznie. Mieszka w Wodzisławiu Śląskim.